Przygotowywałam dla jednej z gazet codziennych tekst o warszawskich teatrach lalkowych. Tekst ten nie ujrzy światła dziennego, bo mnie interesuje struktura, finansowanie, plany repertuarowe i sposoby zdobywania widzów, zaś mego niedoszłego inwestora rodzaj przewodnika - jak po restauracjach - z zaznaczeniem gwiazdkami, co jest najlepsze, na co warto chodzić. Nie interesuje mnie wystawianie dziś metryk przedstawieniom sprzed wielu lat, do dziś funkcjonującym jako pozycje repertuarowe. Od tego są recenzje, a przynajmniej powinny być, bo jak wiadomo prasa pisze o teatrach dziecięcych niechętnie, uważając je za teatr "nieprawdziwy" albo "niepoważny". Niemniej jednak dział streszczeń istnieje w bardzo poczytnej "Gazecie Wyborczej" i nie ma powodu, by pisać tak samo (nawet jeśli nie to samo w sferze ocen). Po co o tym opowiadam - ano po to, żeby się pochwalić zdartymi zelówkami. Pochodziłam bowiem po teatrach, po dyrektorach i po kuluarach. Pochod
Tytuł oryginalny
Nowy sezon w Guliwerze
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr Lalek nr 4