Przedstawienie Michała Borczucha w warszawskim Teatrze Dramatycznym jest artystycznie żałosne. Wszystko w nim jest niejasne, pogmatwane, udziwnione Do informacji, które są wypisywane drobnym druczkiem, należy podchodzić z nieufnością. Do odczytania wydanego w formie pocztówki programiku widowiska "Leonce i Lena" Georga Buchnera trzeba użyć lupy. Gdyby wypisani drobnym maczkiem twórcy wstydzili się swego dzieła - a powinni! - to w finale nie mknęliby tak rączo do ukłonów. Tekst niemieckiego romantyka Buchnera występuje tu śladowo, słowo zdaje się nie istnieć. Jeśli nawet aktorzy podejmują trud wypowiadania kwestii, nie maskują wysiłku, jaki im to sprawia. W zamian mamy wstawki, które nie wynikają z postępów narracji, tak udziwnionej i doraźnie uwspółcześnionej, że przypisywanie jej Buchnerowi wydaje się grubym nadużyciem. Reżyser zaś bawi się jak dziecko wprowadzaniem na scenę rozmaitych atrakcji muzyczno-tanecznych, bo na
Tytuł oryginalny
Nieudany przepis na skandal
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 60