Tego jeszcze nie było! Tytułowa bohaterka "Łysej śpiewaczki" nie tylko pojawiła się nareszcie na scenie, lecz w dodatku była przebranym mężczyzną. Nie jedyny to pomysł, którym Grzegorz Chrapkiewicz, reżyser spektaklu wieńczącego kolejny artystyczny sezon Teatru "Wybrzeże", naprawdę zadziwił premierową publiczność. Znalazł bowiem całkiem nowy klucz do inscenizacji dramatu Eugene Ionesco, sztuki napisanej blisko pół wieku temu i wielokrotnie wystawianej.
"Łysa śpiewaczka", dramaturgiczny debiut Ionesco, powstała jako swego rodzaju żart. Jest niemal klinicznym przykładem teatru absurdu, zrywającego z logiką przyczyn i skutków w prezentowaniu zdarzeń. Opiera się na rozmowie państwa Smith, do których dołączają Martinowie, a na końcu strażak. Monologi i dialogi tych osób to nic innego jak banalna paplanina o wszystkim i niczym. Z tej rozmowy bezpośrednio niewiele wynika, poza tym, w co ugodzić i co obnażyć chciał autor: konwencjonalność zachowań, sztuczność póz i słów, które ludzi już do siebie nie zbliżają. Grzegorz Chrapkiewicz swoją sopocką inscenizacją nie sprzeniewierzył się przesłaniu dramatu ani jego konwencji. Daleko jednak odszedł od teatralnej tradycji wystawiania "Łysej śpiewaczki". Swoją koncepcję pokazania teatru absurdu oparł na... spiętrzeniu absurdu i różnych rozwiązań formalnych. Powstało przedstawienie elektryzujące niespodziankami, przy czym powierzenie Jarosławowi