"Wariacje Goldbergowskie" George'a Taboriego (znanego w Warszawie z "Mein Kampf") to sztuka o żydowskim teatrze awangardowym, gdzie inscenizuje się Stary i Nowy Testament (od księgi Genezis po ukrzyżowanie). Tekst w całości składa się z bon motów. Bon moty mają obowiązek rozśmieszać, w co autor wkłada nieskończenie wiele wysiłku. Sztuka trwa prawie trzy godziny, ponieważ reżyserowi, Rudolfowi Zioło, obcy jest wynalazek ołówka i nożyczek. To tak, jakby zaproszono nas na wytworną kolację, gdzie zamiast przystawek i dań podano same desery. Po piątej dokładce musu czekoladowego najsilniejszy organizm powie - "pas". Sceniczny reżyser (Mariusz Benoit) powiada niejednokrotnie, że uprawia teatr okrucieństwa. Rozumie przez to, że publiczność musi cierpieć. I cierpi. W tekście pojawia się wielokrotnie znane skądinąd powiedzonko o diable, który tkwi w szczegółach. Nie w tym przypadku. Tu diabeł namieszał na planie ogólnym, od wyboru repertuarowego "War
Tytuł oryginalny
Niech cierpi publiczność
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 13