EN

15.03.1997 Wersja do druku

Nie sądźcie

Baba zabiła chłopa. Maluchem, na ulicy. Potrąciła i uciekła. Szok. Nikt nic nie rozumie: ani synowie emerytowanej nauczycielki i działaczki komitetu para­fialnego, ani policjant, którego w swoim czasie pani Ania wykierowała na ludzi, ani nikt w miasteczku, gdzie wszyscy znają się jak łyse konie. Za chwilę jednak spróbują zrozumieć, każdy na własny użytek. I zacznie się piekło. Taki temat na scenie? Zdawało się, że teatr definitywnie odstąpił od prób portretowa­nia rzeczywistości, zbaczając w uniwersalne pytania, w drobiazgowe wiwisekcje psycho­logiczne, w postmodernistyczne patchwor­ki, w śmiech czysty. A tu, proszę: prowincjo­nalna społeczność, zdarzenie jak z gazetowego reportażu, realia weryfikowalne gołym okiem. Bogiem a prawdą, niebogate te realia; Marek Bukowski, młody prozaik i dramato­pisarz, nie jest rodzajowym malarzem mało­miasteczkowych klimatów. Nie ubarwia po­staci, nie różnicuje języka, skąpo szkicuje tło. Konflikt p

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Nie sądźcie

Źródło:

Materiał nadesłany

Polityka nr 11

Autor:

Jacek Sieradzki

Data:

15.03.1997

Realizacje repertuarowe