EN

18.02.1973 Wersja do druku

Nadchodzi wyż trędowatopodobnych

Gdy się dziś ogląda "Dzieje grzechu" na scenie, mimo woli przypominają się spory sprzed pół wieku blisko i nasuwa pytanie: o co też toczono wówczas tak namiętne boje? Bo pomysł przeniesienia na scenę tej właśnie powieści Żeromskiego (dodajmy - nie najwyższego lotu, nie za nią cenimy autora) nie jest nowy. Uczynił to w 1926 roku Leon Schiller, adaptując ją i wystawiając w Teatrze Polskim w doborowej obsadzie z Marią Modzelewską, Kazimierzem Junoszą-Stępowskim, Leonem Łuszczewskim i innymi tuzami. Było to wydarzenie, pisała o nim cała prasa. Wokół przedstawienia rozgorzała dyskusja na dwadzieścia cztery fajerki. Recenzenci poszczególnych pism, wpływający swoimi opiniami na znaczne odłamy społeczeństwa, skakali so biedo oczu, jakby spektakl "Dziejów grzechu" przesądzał o przyszłości teatru polskiego. Zacietrzewienie doszło do tego stopnia, że Adam Grzymała-Siedlecki zażądał w konserwatywno-mieszczańskim "Kurierze Warszawskim" zdjęcia sz

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Nadchodzi wyż trędowatopodobnych

Źródło:

Materiał nadesłany

Argumenty Nr 7

Autor:

Andrzej Wróblewski

Data:

18.02.1973

Realizacje repertuarowe