Drzwi są naprawdę solidne. Ciężkie, okute srebrzystą blachą, są trudną przeszkodą dla potencjalnego włamywacza i zupełnie nie pasują do przedwojennego stylu mieszkania. No i te zamki, zasuwy, sztaby. - Siedem i jeszcze trzeba otwierać je w określonej kolejności - straszy Jan Machulski. - Bez przesady, jest ich co prawda dziewięć, ale otwiera je się po prostu z góry na dół - prostuje Edyta Olszówka. - To zrozumie nawet przysłowiowa blondynka. Tak naprawdę zamków jest zaledwie pięć. Pierwszy uruchamia zasuwę, uwalniając skrzydło z górnej części framugi. Drugi uwalnia je z lewej strony. Zanim przesunie się zacisk, trzeba je odblokować kluczami. Do tego dochodzą trzy zwykłe Gerdy i alarm. No i jeszcze wideofon, dzięki któremu wiadomo dokładnie, kogo wpuszczamy na klatkę schodową. I pistolety w szafie. - Gdyby to miało zostać, to byśmy się w ogóle nie ruszali z domu - mówi pani Joanna, właścicielka mieszkania. - Takie
Tytuł oryginalny
Na pięć spustów i wideofon
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie nr 178