Siedzę oto w gorący letni wieczór na okropnie brzydkiej, przypominającej fabryczną halę widowni szczecińskiego Teatru Muzycznego i patrzę na ścieśnionych na maleńkiej scence "Krakowiaków i górali". Słucham uroczych, ulubionych przez siebie melodii Stefaniego spoglądając raz na scenę, raz na siedzących wokół mnie widzów. Stwierdzam, że się bawią, że odpoczywają. Rozrywka, relaks. Ale czy odczuwają coś więcej? I naraz przypominam sobie podobny letni wieczór sprzed dwudziestu z górą lat (Boże, jak ten czas leci!). Byłem wtedy bardzo młodym człowiekiem i nie pisywałem jeszcze o teatrze. W Teatrze Narodowym w Warszawie oglądałem właśnie po raz pierwszy "Operę narodową" Bogusławskiego i Stefaniego w inscenizacji Leona Schillera. Wrażenie było takie, że następnego dnia poszedłem do teatru po> raz drugi, a potem jeszcze parę razy. Niezwykle szlachetna była to rozrywka, a dominowało w niej wzruszenie działające z nieodpartą siłą. Byłoby
Tytuł oryginalny
Muzycznie i folklorystycznie
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 16