- Nikt nigdy mnie nikomu nie polecał, nie protegował. Wszystko zawdzięczam tylko sobie. I to mnie cieszy - mówi OLGA BOŃCZYK.
Drobna brunetka o miłym, zniewalającym uśmiechu - od razu budzi sympatię. Jest skromna i naturalna. Podkreśla, że kocha swoją pracę, ale siłę daje jej dom. Barbara Staśko: Niedawno ukazał się pani nowy album pt. "Sztuka kochania", śpiewa tam pani w duecie z Dariuszem Kordkiem. Jakie są te piosenki? Olga Bończyk: To piękne utwory o miłości, napisane przez polską poetkę Jadwigę Has. Pochodzą one z musicalu pod tym samym tytułem. Ale to nie jest moja autorska płyta, o której marzę! Nagrałam ze swoimi muzykami recital piosenek filmowych, ale ciągle szukam wydawcy. Muzyka to pani wielka miłość? Od przedszkola! Jako sześciolatka trafiłam w rodzinnym Wrocławiu do szkoły muzycznej. Miałam być pianistką, ale wolałam śpiewać. Występuję publicznie już od dwudziestu lat. Wiele zawdzięczam rodzicom. Oboje byli niesłyszący, ale bardzo starali się zrekompensować mnie i bratu to, czego los ich pozbawił. Nie odcinali nas od świata dźwięków.