EN

3.03.2020 Wersja do druku

Monika Sołubianka: Aktorstwo to wieczny niedosyt

- Niedawno rozmawiałam z pewnym panem, zupełnie normalnie, który nagle stwierdził, że "ten Lupa to normalny szkodnik". I już wiedziałam z kim mam do czynienia - mówi aktorka Monika Sołubianka.

Czy szkoła teatralna dużo Pani dała? Bo aktorzy różnie odpowiadają na takie pytanie... - Bardzo dużo i to takich umiejętności, których gdzie indziej bym nie zdobyła, łącznie ze śpiewaniem, szermierką i tym podobnymi technicznymi sprawnościami. Trafiłam na świetnych pedagogów. Mimo to szkoła była dla mnie także traumą. To nie był okres beztroskiej studenckiej zabawy, przeciwnie, czas ciężkiej harówy w czymś w rodzaju zakonu. Wstawało się o świcie, szło się na basen, potem na zajęcia, jak nie teoretyczne, to praktyczne, na pokazy scen. Była presja na studentów, żeby nie dawali sobie taryfy ulgowej, a także rywalizacja między profesorami. Na moim roku byli m.in. Ewa Szykulska, moja najbliższa koleżanka, z którą niestety ostatnio nie mam kontaktu, Teresa Nawrot, która aktualnie prowadzi szkołę aktorską w Berlinie i która, gdy po latach nawiązała ze mną kontakt, powiedziała, że byłam jej ulubioną koleżanką na roku. Dalej Barbara B

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Aktorstwo to wieczny niedosyt

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Trybuna nr 42/43

Autor:

Krzysztof Lubczyński

Data:

03.03.2020