Stało się, iż nie oglądałem prasowej premiery "Nauczyciela tańca". Tuż po "prasówce" były "Biesy" potem święta, jeszcze później prezentowano inne pozycje. Widziałem więc widowisko zagrane po trzytygodniowej niemal przerwie, nie będę więc pisał o wszelkich spóźnieniach, "dziurach" i innych wypadkach losowych, stąd właśnie wynikających. Z własnego spóźnienia nie robię jednak tragedii. Wszak teatry (słuszniej: ich dyrekcje) wołają, by recenzenci wsłuchiwali się w opinie widowni, by konsultowali z nią swoje sądy. Wsłuchiwałem się więc, konsultowałem... I co powiecie? Byliśmy zgodni. Solidaryzowałem się z tą częścią publiczności, która grzecznymi oklaskami uczciła ostatnią kurtynę. Chętniej jednak utożsamiłbym się z tymi spośród widzów, którzy dość licznie (zwłaszcza w drugim antrakcie) i pośpiesznie opuszczali gmach przy ulicy Zapolskiej. Skoro jednak nie skorzystałem z oferty jednego z wyższych funkcjonariuszy
Tytuł oryginalny
Moje trzy grosze
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie nr 111