BARDZO to niezwykłe przedstawienie. Oglądałem je w warszawskim Teatrze Powszechnym, którego zespół wyjechał właśnie na występy do Paryża. Na scenie paryski salon pani Celimeny. Meble z Desy, stylizowany barek na kółkach. Dwa ogromne kandelabry z jakiejś sali recepcyjnej któregoś pałacu. Ściany wymalowane w na pół abstrakcyjne kompozycje w stylu Witkacego. Alcest w ciemnoszarym garniturze zapinanym na cztery guziki. Filint w zamszowej marynarce, Celimena w porteczkach, Klitander uczesany na beatlesa. Panowie palą gauloise, panie papierosy z ustnikami. Zygmunt {#os#871}Hübner{/#} grający tytułową rolę wygląda jak Jean Louis Barrault. Wszyscy mówią prozą. Mówią współczesnym polskim językiem, żargonem warszawskiej kawiarni i salonu. Słuchają "poważnej" muzyki z płyt. Piją koniak i wermut. Nie jesteśmy na pewno w Paryżu z czasów Moliera. Nie jesteśmy w ogóle w Paryżu. Jesteśmy w salonie dzisiejszych polskich intelektualist�
Tytuł oryginalny
Mizantrop wśród ludzi
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka Nr 27