EN

18.02.2003 Wersja do druku

Miłość na Wyspie Umarłych

"Romea i Julię" Szekspira o wiele trudniej niż "Ham­leta" czy "Makbeta" ubrać w reżyserski, inscenizacyj­ny koncept. Z historii duńskiego królewi­cza można ulepić dowolną konstrukcję. Można też pokazać Duncana jako tyrana, Macduffa jako zbrodniarza, a zbrodnicze małżeństwo z zam­ku Duncinane jako obrońców wolności, lecz nie sposób wystą­pić przeciw miłości kochanków z Werony. Z ojca Laurentego moż­na by co prawda uczynić np. lu­bieżnika z namiętności do Julii wkradającego się w łaski młodych kochanków, tylko po co? Siła mi­łości zawsze w tym cudownym utworze zwycięża. Z takiego też założenia wyszedł twórca lubelskiego przedstawie­nia werońskiej tragedii Bogdan Tosza i nawet nie próbował które­gokolwiek z sensów dzieła wywra­cać do góry nogami Zrealizował natomiast spektakl poruszający, widowiskowy, wysmakowany. I choć przekład Stanisława Ba­rańczaka jest odbiciem języka na­szej współczesności, to kostiumy z S

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Miłość na Wyspie Umarłych

Źródło:

Materiał nadesłany

Trybuna nr 41

Autor:

Krzysztof Lubczyński

Data:

18.02.2003

Realizacje repertuarowe