I znowu oglądamy typową dla Iredyńskiego sytuację. Zamknięty świat, mikrokosmos, model, na którym autor przeprowadza studium etiologii społecznej. I znowu jest tak jak w "Jasełkach moderne", "Żegnaj Judaszu" czy w "Dobroczyńcach". Iredyński wyznał przecież kiedyś: "ja piszę ciągle jedną i tę samą sztukę. Warianty jednego dramatu. Wszystkie moje sztuki są o przemocy, takiej czy innej, ale o przemocy". To prawda. Ale każda z nich jest inna, są też wśród tych wariacji na wielki temat społeczny i psychologiczny sztuki lepsze i gorsze. "Sama Słodycz" należy bez wątpienia do lepszych. Analiza mechanizmu przemocy i jego działania na grupę ludzi przeprowadzona jest tu bardzo precyzyjnie, a odkrycie sprężyn tego mechanizmu i odwrócenie jego skutków - przeprowadzone po mistrzowsku. Świetny jest także dialog sztuki: ostry, błyskotliwy, bez pustych miejsc. Powodzenie przedstawień "Samej Słodyczy" zależeć będzie w pierwszym rzęd
Tytuł oryginalny
Mikrokosmos Iredyńskiego
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 25