Czas pędzi nieubłaganie i aż trudno uwierzyć, że to już 10 lat od chwili, kiedy na cmentarzu Żydowskim w Warszawie pożegnaliśmy Michała Friedmana. Tłumacza, pedagoga, wychowawcę kilku pokoleń jidyszystów i aktorów - wspomina Rafał Dajbor.
Urodził się 17 stycznia 1913 r. w Kowlu. W 1930 r. ukończył kowelskie gimnazjum hebrajskie, a w 1933 r. zdał maturę w gimnazjum polskojęzycznym. Studiował w Instytucie Nauk Judaistycznych w Warszawie i w Szkole Dziennikarstwa UW. Przed drugą wojną światową był już znaną postacią środowiska dziennikarskiego i literackiego stolicy. Po wybuchu wojny powrócił do Kowla. Wcielony w szeregi Armii Czerwonej walczył w niej do 1944 r., kiedy to zaciągnął się do Armii Polskiej gen. Berlinga. Koniec wojny zastał go w stopniu pułkownika. Z Wojskiem Polskim związany był następnie przez ponad 20 lat m.in. jako kierownik Wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej. Na fali antysemickiej czystki został z wojska zwolniony. Wtedy postanowił zająć się tłumaczeniem dzieł klasyków literatury jidysz. Zwykł mawiać, iż żałuje, że wyrzucono go z armii dopiero w wieku 54 lat, bo gdyby stało się to wcześniej, szybciej odkryłby prawdziwe powołanie, którym była litera