"Moralność pani Dulskiej", firmowa sztuka Gabrieli Zapolskiej, weszła do kanonu repertuarowego polskiego teatru. "Dulszczyzna" zaś stała się obiegowym pojęciem
moralnej obłudy, mieszczańskiej kołtunerii. Nie grać dziś Dulskiej to wstyd i kac.
Warszawski Teatr Ateneum, spełniając niejako patriotyczny obowiązek wobec klasyki polskiej, wziął się więc za Zapolską. Wziął się równo. Prawdę powiedziawszy, satyra na tzw. mieszczańską moralność, obłudę i kołtunerię nie za bardzo widza dziś rajcują, a tym mniej śmieszą. Wiedząc, że nieśmieszna komedia to ci dopiero tragedia na scenie, reżyser przeformułował główną rolę (i w związku z tym całą sztukę) tak, aby uwydatnić mentalność pani Dulskiej. Moralność zeszła na drugi plan. Na pierwszym króluje - i to jak! - domowa dzierżymorda, kamieniczna herodbaba, niezrównana Anna Seniuk. To dla niej wszyscy grają, przed nią udają. Dla świętego spokoju. Felicjan - że chromawy niezguła, córki - że idiotki, Zbyszko - że wszystko cacy. Do czasu... I tylko jedna ciotuleńka, znająca Dulską jak zły szeląg, ani się jej boi, ani musi udawać, co więcej - potrafi chlasnąć znienacka ostrym jęzorem. Po prostu Dulska jest chora na wład