Warte uwagi w tym przedstawieniu jest z pewnością nade wszystko to, jak sztukę Gennadija Mamlina opowiada się publiczności. Sama sztuka jest o wiele mniej zajmująca, głównie może z powodu doskwierającego - niedostatku wszelkiej oryginalności. "Dzwony" to rzecz o reżyserze filmowym, który w przypadkowo poznanej na przyjęciu dziewczynie dostrzega przyszłą gwiazdę swoich filmów. No i była tancerka, którą kiedyś po wypadku samochodowym poskładał znany chirurg, a ona później wyszła za niego za mąż - istotnie robi wielką karierę ekranową, szamocąc się przy tym pomiędzy uczuciem do reżysera-odkrywcy, a lojalnością wobec męża. Rozterki przerywa wiadomość o jej śmiertelnej chorobie... Ileż to razy ten temat obrabiany był na scenie czy na ekranie. I to na ekranie starego, cnotliwego kina, gdzie bohaterka wyraża namiętności w gorących tyradach, ale jednocześnie jej wierność staremu eskulapowi pozostaje poza wszelkim podejrzeniem. W dodatku pomoc
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 4