Gdyby nie ostra, bardzo pouczająca i pożyteczna fredromachia, stoczona na kilka lat przed wojną przez Tadeusza Boy-Żeleńskiego z profesorem Eugeniuszem Kucharskim, nie mielibyśmy także tego rozkosznego przedstawienia, którym cieszyła się śląska publiczność przez 120 wieczorów, a które teraz serdecznie witamy w Krakowie, włączane w repertuar teatrów miejskich, opanowanych przez Bronisława Dąbrowskiego. Co więcej: jeszcze jedno pokolenie znowu nie oglądałoby na scenie ślicznej i finezyjnej komedii, skoro nawet dziś - w dobie wielkiej popularności teatralnej Fredry - poza kulturalnym, pomysłowym i dowcipnym inscenizatorem Władysławem Krzemińskim nie sięgnął nikt właśnie po "Męża i żonę". Nie czytana, bo dostępna jedynie w niedostępnych zbiorowych wydaniach, obkuwana czasem w szkołach dramatycznych, a przez to dla swych walorów i trudności stawianych wykonawcom najczęściej znienawidzona, szła w zapomnienie - tym wyg
Tytuł oryginalny
Mąż i żona w Krakowie
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Literacki