Lubimy Fredrę, chociaż nie zawsze się do tego głośno przyznajemy, i lubimy go takim, z jakim oswoiła nas szkolna lektura i teatralna tradycja. To Fredro w scenerii dawnych, podupadających już trochę dworków, z galerią pysznych typów, w której jest miejsce dla zaściankowego szlachciury, oddanego mu sługi, tęskniących za miłością panienek i młodzieńców - bawidamków. Taki świat - trochę retro, ale swojski i prosty, pokazany z humorem, opisany przez autora językiem giętkim, pełnym błyskotliwych sformułowań, stanowiących dziś urocze maksymy - ma nieprzemijający wdzięk. Trwają więc komedie Fredry na naszych scenach. Teatry sięgają po nie, bo dobre są na wszystko: na repertuarową posuchę, na smutki skołatanej codzienności, na artystyczny eksperyment, na sprawdzian aktorskich możliwości. A także - co wciąż potwierdza praktyka - na teatralną kasę... Ze sprzedażą biletów na "Męża i żonę", sztukę której pr
Tytuł oryginalny
"Mąż i żona" albo Fredro - inaczej
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki nr 264