- To osoba, która od początku swej kariery - jeszcze tej przedwojennej - była obdarzona darem wyjątkowego błysku, zwracania na siebie uwagi. Była talentem zupełnie niepospolitym, wulkanem pomysłów - Irenę Kwiatkowską wspomina Olgierd Łukaszewicz, prezes Związku Artystów Scen Polskich
Wszystkie one były zamknięte, jak oszlifowane kamienie, w bardzo precyzyjnej formie. Każdy gest, spojrzenie, intonacja głosu, jego zawieszenie, pauza - to wszystko było jak muzyczna partytura, zaplanowane przez nią i doskonale wykonane. To - przy dzisiejszej skłonności aktorów do naturalnej improwizacji - budzi podziw. Jej mistrzostwo, świadomość kompozycji, która jednocześnie bazowała na niezwykłej pomysłowości, poczuciu humoru, który stawał się natychmiast zaraźliwym, bo zawsze umiała trafić w sedno. (...) Jej drobne role filmowe często przyćmiewały te kreacje, które powinno się zapamiętać jako kluczowe. Ja zapamiętam ją z komedii "Tysiąc talarów" [na zdjęciu]. Byłem wtedy dzieckiem, kiedy to oglądałem. Miałem też możliwość podglądania pani Ireny za kulisami w Teatrze Polskim, gdzie przez 10 lat grała w przedstawieniu "Zielona gęś". W ostatnim przedstawieniu zagrała na scenie Teatru Słowackiego, kiedy Teatr Polski wyjechał