Najnowszy spektakl Teatru Polskiego sprawia wrażenie, jakby nie wyszedł jeszcze z fazy prób. Trudno mi ocenić, czy rzecz w tym, ze to teatralne wino jest po prostu za młode, czy tez problem tkwi już w przepisie
Bardzo sobie cenię wszelkiej maści "poszukiwania", nie lubię schematów, "gotowców" i łatwizny. Intryguje mnie więc to, ze twórcy biorą na warsztat nieco już zakurzony (1959 r.) tekst Leona Kruczkowskiego, żeby rozmawiać z widzami o wolności. Rozumiem, że - chcąc mówić o polsko-niemieckich sprawach - zapraszają do współpracy aktorów zza Odry. Gotowa jestem przyjąć koncepcję, w której uciekają od scenicznego psychologizowania na rzecz budujących się na kolejnych piętrach efektów obcości-uzasadnienie dla takiego postawienia sprawy znajduje się wszak w temacie. Wszystkie te zabiegi, mogące stanowić walory przedstawienia, obracają się jednak dość niefortunnie przeciwko niemu. Dzieje się tak głównie za sprawą niekonsekwencji. Wielkie tu panuje pomieszanie konwencji. Mamy plastyczno-wizyjne sceny "zmywania z siebie wojny", kiedy wszyscy bohaterowie pojawiają się na scenie z metalowymi miskami i ręcznikami. Mamy groteskowo przerysowane wejścia fil