1. Nazwisko "Michel de Ghelderode" brzmi tajemniczo, poetycko-magicznie, pełne jest purpury, czerwieni - ale i niepokojącego mroku. Nawet wówczas, gdy się nie zna utworów pisarza. Sama struktura nazwiska, jego ukształtowanie foniczne emanują hipnotyzującą aurą, odsyłają w jurną, pełną bulwersujących sprzeczności przeszłość. A gdy się jeszcze coś wie o sztuce Flamandów, o Flandrii w ogóle, nie można się oprzeć działaniu tego nazwiska-zaklęcia: przez wyobraźnię przegalopowują całe tłumy najdziwaczniejszych postaci, zaludniających Breugelandię. Potem już lektura dramatów Ghelderodego zanadto nie zaskakuje: są one jakby rozwinięciem, wzbogaceniem, ucieleśnieniem tych wszystkich zwidów-przeczuć-skojarzeń, które mieliśmy, smakując zaklęcie: Michel de Ghelderode. Nic dziwnego! Wydaje się bowiem, że jest ono najmniejszym - a przy tym bardzo udanym - dziełem pisarza. Autor "Czerwonej magii" nazywał się naprawdę Ademar Adolf Ludwik Martens.
Tytuł oryginalny
Kram z Ghelderodem
Źródło:
Materiał nadesłany
Opole nr 7