EN

22.05.1993 Wersja do druku

Kordian '93? Nie będę z nimi

Wiek, co przyjdzie, jest wiekiem szatana" - dosłyszałem pierwsze słowa war­szawskiego przedstawienia; dlaczego inne od właściwej frazy Słowackiego: "Wiek, co przyjdzie, ucieszy szatany?" Nie wiem, ale może nie dosłyszałem dobrze. "Kordian" w Dramatycznym zaczyna się wielką ciszą. Na ciemnej, zda się pustej scenie majaczą zarysy masywnych ław, w nich, oświetlone punktowym reflektorem, dwie gło­wy: łysa i siwa. Marek Walczewski wcieli się za chwilę w rozmaite postaci z biografii Kordiana. Michał Pa­wlicki będzie zachowawczym, kunktatorzącym Prezesem w podziemiach katedry. Na razie obydwaj mówią kwestie Szatana i Mefistofela ze skró­conego (jak wszystko tutaj) Przygoto­wania. Mówią półgłosem, nieomal na granicy zrozumiałości; cisza jest, rze­kłoby się, śmiertelna. Z ekspozycji nietrudno czytać interpretacyjne preferencje Macieja Prusa. Tematy w cenie to szatańskość świata - i hamletyczne "być albo nie być" Kordiana. W niełasce pozo­staje

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Polityka nr 21

Autor:

Jacek Sieradzki

Data:

22.05.1993

Realizacje repertuarowe