EN

3.03.2001 Wersja do druku

Koniec Dziadów

W pewnej chwili ktoś podszedł do prezy­dialnego stołu. O do licha! - pomyślałem. - Jeszcze jeden chce zapisać się do głosu, ale się pomyli­łem. Facet powiedział coś z grobową miną i odszedł. Wtedy dostrzegłem tam w prezydium nagłe poruszenie: pospieszne szepty między panią pre­zes a asesorami, jej manewry ze szklanką wody (nie wiadomo, czy chciała się jej napić, czy tylko ją od­stawić), po których podniosła się ciężko z krzesła, no wiesz, ona taka otyła, i powiedziała coś, od czego przeszył mnie dreszcz. Nie dlatego, żebym się zląkł, lecz że było to tak, jakby ktoś zgasił nagle te wszystkie w "pająkach" tak jasno rozżarzone świece, a jej głos doszedł nas już z ciemności. - Zaufajcie mi, koledzy - tak powiedziała. - Starałam się prze­wodniczyć i dać wam dowód swo­jej lojalności. Ale są bardzo poważ­ne powody, abyśmy to zebranie na­tychmiast skończyli. Bardzo was o to proszę. I zamykam obrady. Zaległa cisza. W ustac

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Koniec Dziadów

Źródło:

Materiał nadesłany

Rzeczpospolita nr 53

Autor:

Janusz Krasiński

Data:

03.03.2001

Realizacje repertuarowe