MÓWIMY "Fredro", a myślimy "Boy". Niektórzy myślą "Frenkiel" albo "Kazimierz Kamiński". Suma tych pojęć składa się na fantom, którego miano - fredrowski styl lub fredrowska tradycja. Podstawowym rekwizytem stylu jest fularowa chustka, wyciąga się ją zamaszyście z tylniej kieszeni surduta, by szerokim machnięciem ręki przesłonić nią pół sceny; równie ważna jest tabakierka, palcami wybija się na niej takt marsza, tuż przed wybraniem smakowitego niucha. Jeżeli do tabakierki i fularu dołączymy podniośle interpretowaną apostrofę "Zgoda, zgoda, a Bóg wtedy rękę poda!" i zcichapęk interpretowane westchnienie "Nie uchodzi, nie uchodzi" będzie to już stylu obraz prawie kompletny. Wszystko inne jest rozpaczą ludzi, którzy chcą koniecznie wejść do historii stylu. Bo styl - powiedzmy wreszcie otwarcie: quasi styl - ma niebagatelną historię. Godne miejsce zajmuje w niej nawet Boy. Gdy się z Kucharskim o Fredrę wadził, sceniczne konsekwencje tych spor�
Tytuł oryginalny
Kłopoty z tradycją
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 1