W paryskiej inscenizacji "Króla Rogera" Warlikowski po raz kolejny pokazuje dręczące go obsesje. Tym razem jednak partytura nie zniosła quasi-artystycznego bełkotu i w starciu z Szymanowskim reżyser poniósł klęskę - pisze Daniel Cichy w Tygodniku Powszechnym.
Krzysztof Warlikowski jako reżyser operowy objawił się paryskiej publiczności cztery lata temu. Na zaproszenie Gerarda Mortiera, dziś jednego z głównych rozgrywających na operowym rynku, za dyskusyjne pod względem artystycznym produkcje znienawidzonego przez francuskich melomanów, przygotował w 2006 r. inscenizację "Ifigenii na Taurydzie" Glucka. Reakcje publiczności i krytyki były chłodne. Niektórzy doceniali wprawdzie inwencję dramaturgiczną, ale większość z przekąsem mówiła o "świeżości" spojrzenia Polaka na partyturę z perspektywy operowego dyletanta, wyśmiewali brak muzycznej wrażliwości, wytykali cytaty ze spektakli innych reżyserów... Czerwone paznokcie Jednak kolejnymi produkcjami - "Sprawą Makropulos" Janáčka i "Parsifalem" Wagnera - polski artysta powoli zdobywał bastion wybrednej publiczności, przekonując, że ma do ogłoszenia na operowej scenie kilka ważnych kwestii. I wielu uwierzyło, również niżej podpisany. Niestety: pre