Brak koncepcji choreograficznej to podstawowy zarzut wobec sobotniego premierowego musicalu "Księga dżungli" na scenie Operetki Wrocławskiej. W kluczowych scenach aż się prosi, aby dramatyzm sytuacji podkreślał oryginalny ruch.
Tymczasem ani w scenach zbiorowych, ani w solowych występach głównych postaci nie ma ciekawych rozwiązań baletowych. Bohaterowie Kiplinga, jak tygrys ludojad Shere Khan (Robert Kowalski), niedźwiedź Baloo (Wojciech Ziembolewski) czy czarna pantera Bagheera (Iwona Stankiewicz), to postacie charakterystyczne. Mimo to ich charaktery nie zostały przekonująco wyrażone w tańcu. Ruchem wyróżnić się starają jedynie wilcza gromada i małpy. Nowy wrocławski musical wadę tę równoważy trzema zaletami: muzyką i piosenkami napisanymi przez znanego wrocławskiego barda Romana Kołakowskiego, aranżacją Macieja Marchewki i Włodzimierza Szomańskiego, szefa Spirituals Singers Band, oraz zaskakująco ciekawymi maskami zwierząt (maski węży kryją duże możliwości choreograficzne, niestety, nie dostrzeżone przez reżysera) i barwnymi kostiumami wzorowanymi na indyjskiej tradycji autorstwa Marty Hubki. Główna zaleta to wymowa przedstawienia. Rzecz jest prosto mówiąc, o s