Kiedy ktoś powiada, że jest niekonsekwentny, że chce być niekonsekwentny, to znaczy, że jest przeciw czemuś, czego się boi: przeciw czemuś solidnemu i pewnemu siebie. Teatr niekonsekwencji to kabarecik przeciw wielkiemu teatrowi: wątłe, drobne skecze czyli dowcipy udramatyzowane, które chciałyby obalić potężny, tradycyjny dramat. Jakim sposobem? Ano, tradycyjnym. Trochę studenckim, na modlę gdańskiego Bim-bomu lat pięćdziesiątych, któremu się zdawało, że ruszył z posad nie tylko "bryłę świata", ale nawet teatr polski. A trochę naśladowanym ze starej, klasycznej już awangardy europejskiej. Naśladowanie to dotyczy dwu znanych procederów: jak tworzyć aurę absurdu, to jeden; jak tworzyć aurę szlachetnego buntu, to drugi. Aurę absurdu (aurę, bo nie myśli wszakże) tworzy się przez pokaz niekonsekwencji właśnie - w działaniach i zachowaniu się ludzi. Ale niekonsekwencji pojętej dowolnie, jako dowcip, a nie reguła myślenia. (
Tytuł oryginalny
Kilkanaście skeczów w poszukiwaniu autora
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 125