Gdański teatr Znak od tygodnia na Ukrainie dzieli się sztuką z uczestnikami pomarańczowej rewolucji. Polacy poprowadzili warsztaty, grali na placu Niepodległości w Kijowie, potem z aktorami ukraińskiego teatru Bas wyruszyli do Sewastopola i do Jałty. O artystycznej ekspedycji pisze dyrektor Znaku Janusz Gawrysiak.
Jedziemy do Jałty. Daleka droga. Człowiek zanurzony w uniwersalne i ludzkie sytuacje. Pozostają mu tylko dwa wyjścia. Zło i dobro... Trzeba tylko sprawić, by wybierając rozwiązanie, ludzie wybrali samych siebie. W ten oto sposób wygramy. Pod pomnikiem Lenina na placu w Jałcie - my. Trupa teatralna. To, co ćwiczyliśmy i o czym rozmawialiśmy na warsztatach w Kijowie, gramy w Jałcie: dwie grupy młodych ludzi podbiegają do siebie z przeciwnych stron. Stają naprzeciwko siebie. Długo patrzą sobie w twarz. Uciekają. Podbiegają ponownie, ale boją się swoich reakcji. Uciekają. Podbiegają kolejny raz i już mniej się boją... przytulają się do siebie. Jesteśmy ludźmi. Niczym więcej. Tak samo czujemy, wszyscy potrzebujemy powietrza. Na scenie pojawiają się szczudlarze - to zamaskowana Ukraina. Czarny i biały kostium aktorów. Wokół nich flagi - pacyfki. Ogień ich próbuje rozdzielić - zawsze istnieje odmienne zdanie, odmienna polityka, odmienne interesy. Trz