EN

19.06.2013 Wersja do druku

Kiedy bilet do teatru był skarbem

Miron Białoszewski. Pierwsze skojarzenie: Teatr na Tarczyńskiej. I od razu otwiera się ogromny wór ze wspomnieniami - pisze Jacek Fedorowicz w Stolicy.

Była wiosna roku 1955. Przyjechaliśmy do Warszawy na I Festiwal Teatrów Studenckich. My, to znaczy teatr Bim-Bom, założony pół roku wcześniej w Gdańsku. Dwóch młodych aktorów tuż po studiach, Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela, plus grupa studentów, głównie z Politechniki i Wydziału Malarstwa PWSSP. Czas był absolutnie niezwykły: stalinizm się kruszył, choć wciąż trwał i kąsał. Za nasz program poetycko-satyryczny mogli nas równie dobrze nagrodzić, jak wylać z uczelni, a może i posadzić prowodyrów, wraz z gdańskim cenzorem, który przedstawienie puścił. Nagrodzili. Wygraliśmy festiwal, na drugim miejscu uplasował się - nieco mniej szokujący - program warszawskiego STS-u, założonego w marcu 1954 r., czyli pół roku przed nami. Ta wyliczanka dat ma wielkie znaczenie. Zmiany następowały wówczas bardzo szybko, stopień relatywnej swobody poprawiał się z miesiąca na miesiąc, aż wreszcie po prawie 10 latach okrutnego terroru i powszechnego

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Kiedy bilet do teatru był skarbem

Źródło:

Materiał nadesłany

Stolica nr 6-7/06.2013

Autor:

Jacek Fedorowicz

Data:

19.06.2013