Witkacy nie musi odstraszać. Nawet widzów rzadko siadających w teatralnym fotelu. Przekonuje o tym "O beri-beri" w reżyserii Wiesława Komasy. W Zielonej Górze trudno zapełnić salę kinową, a co dopiero teatralną. Na pytanie, co chciałby obejrzeć tzw. przeciętny zielonogórzanin, który nie ma pamięci do nazwisk ani dramaturgów, ani aktorów, ale stać go na bilet, usłyszymy zazwyczaj odpowiedź: "coś lekkiego, coś do śmiechu, bo na co dzień dość się napracuję". Jeśli więc założyć, że teatr ma przyciągnąć widzów, walczyć o popularność, a z tym się trzeba pogodzić, to wybór dramatu Witkacego może się wydać ryzykownym przedsięwzięciem. Do Stanisława Ignacego Witkiewicza przyczepiona jest etykietka, na którą Witkacy zresztą zapracował: dziwaka, ekscentryka, filozofa. To może zniechęcać zielonogórzan, wychowywanych przede wszystkim na angielskich farsach i lekturach szkolnych. Jednak spektakl "O beri-beri", który wyreżyserował Wies�
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Zachodnia, nr 231