"Wieczór kawalerski" w reż. Zdzisława Derebeckiego w BTD w Koszalinie. Pisze Joanna Krężelewska w Głosie Koszalińskim.
W ostatnich tygodniach widziałam dwa spektakle w "gwiazdorskiej" obsadzie. Nie ubawiłam się na nich tak, jak na "Wieczorze kawalerskim". Teatr to nie tylko emocjonalne uniesienia czy gimnastyka dla intelektu. Teatr to również rozrywka. Od kilku lat obserwuję niebezpieczną tendencję. Spektakle, które mają bawić, przyciągają tak naprawdę widzów listą znanych nazwisk. Gwiazdorskich, bo twarze aktorów znane są z małego ekranu, głównie z serialowych ról. A że polskie seriale mnożą się jak niegdyś żarty o blondynkach, niewielu jest w stanie nadążyć ze stale powiększającą się listą gwiazd. Dochodzi do tego, że kiepska sztuka przyciąga tłumy, bo gra w niej blond-celebrytka. A ja po takim widowisku czuję niedosyt. Inaczej rzecz ma się z najnowszą premierą Bałtyckiego Teatru Dramatycznego. Z okazji 51. Międzynarodowego Dnia Teatru dyrektor i zarazem reżyser Zdzisław Derebecki sprezentował widzom "Wieczór kawalerski" Robina Hawdona. Po raz