Przypuszczalnie oglądałem "Stracone zachody miłości" tego samego dnia co i pan Krzysztof Fabisz. Bywalec Teatru Słowackiego twierdzi, że był tam w niedzielę, kiedy na dużej scenie nie ma przedstawień teatralnych. Zatem widział "Stracone zachody miłości" w sobotę po piątkowej premierze, kiedy i ja tam byłem. Z prawdziwą przykrością muszę jednak stwierdzić, że pomimo obcowania z "Tajemnicą" w "Świątyni Sztuki" w towarzystwie "WIDZÓW" nie obejrzałem przedstawienia opisanego przez pana Fabisza, tylko to, które w poniedziałkowej recenzji zanalizowała Joanna Targoń. Jest mi naprawdę z tego powodu bardzo smutno, gdyż wolałbym przedstawienie z opisu czytelnika. Niestety, przy najlepszych chęciach nie było mi dane zobaczyć czegokolwiek z tego spektaklu, który on przeżył. Chodzę do teatrów krakowskich od wielu lat i niestety muszę oglądać coraz gorszy teatr, a często po prostu zły, jak to miało miejsce w przypadku przedstawienia Tadeusza Bradeckie
Tytuł oryginalny
"Kawalerowie i panny"
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Wyborcza - Kraków" nr 17