Każda nowa inscenizacja -"Wesela" rozpala namiętności. Zrywają się głosy oburzenia. Z prawa i z lewa. Jak tam komu po drodze. Pamiętamy, ile sporów wywołała ekranizacja sławnej sztuki, dokonana przez Wajdę. Jednym z zarzutów było rzekome nadużywanie przez reżysera efektów muzycznych. Zagłuszanie wiersza Wyspiańskiego. Zatupywanie dziarskością tańców jego myśli... Teraz mamy "Wesele" bez muzyki. I znowu słychać głosy, że bez muzyki to jednak nie to, że po cóż pozbawiać utwór dźwięków sączących się z przyległej izby, gdzie trwa zabawa, skoro właśnie muzyka stanowi kontrapunkt dla dialogów postaci itd. itd... Co do mnie, przyznaję: "Wesele" bez muzyki to inny utwór. Ale rozumiem intencje reżyserskie. Dejmek starał się pokazać "Wesele" jako tekst dramatyczny, obywający się bez dodatków. Muzyka istnieje więc w planie wyobrażeniowym. Bo przecież każdy może sobie podłożyć to, co grają. "Wesele" stało się dzięki temu zabiegowi nor
Tytuł oryginalny
Kaduceusz polski
Źródło:
Materiał nadesłany
Szpilki nr 33