Premierowy wieczór w grudziądzkim teatrze w sobotę 27 września zaczął się nie od dramatu, lecz od opery. Komiczna miniatura operowa Domenico Cimarosy o śpiewającym dyrygencie napisana została na głos i orkiestrę, jednak w Grudziądzu był do dyspozycji tylko fortepian (grał Andrzej Napierski). Cały ciężar spektaklu spadł więc na barki tenora Zbigniewa Kulwickiego. Śpiewak udźwignął partię wokalnie, ale już nie aktorsko, przez co dwudziestoparominutowy utwór, pozbawiony miłego dla ucha brzmienia orkiestry, nieco się dłużył. Dobry pomysł traktowania widowni jak orkiestry zepsuty został aranżacją przestrzeni scenicznej, z ustawionymi w krąg pulpitami. Bez sensu i potrzeby, zwłaszcza że Kulwicki w żaden sposób tej miniscenografii nie wykorzystał. Głównym daniem wieczoru była sztuka Bogusława Schaeffera "Kaczo". Kameralne przedstawienie dla trójki aktorów wydawało się jak najgorzej wybrane dla dużej sceny grudziądzkiego t
Tytuł oryginalny
Kaczo: co to takiego?
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowości nr 228