Po jednej stronie barykady opozycyjna organizacja z Szefem na czele, po drugiej - policyjny aparat państwa, pomiędzy nimi zaś Judasz, który na przekór odwiecznemu archetypowi zdrajcy usiłuje dochować wierności idei.
Nie wiemy, jaka to idea, podobnie, jak nie sposób określić miejsca jej narodzin. Iredyński stwarza w swych dramatach sytuacje modelowe. Widz dopełnia je zależnie od czasu i okoliczności, w których sztuka pojawia się na polskich i obcych scenach. Dramat człowieka walczącego ze swym przeznaczeniem nie zna granic. Gorycz posądzenia o zdradę ma smak jednaki i niezależny od sprawy, jakiej się służy; jednaki jest też wymiar bezbronności jednostki wobec przemocy, której mechanizm pozostaje niezmienny po obu stronach tej lub innej barykady. Gdzieś na marginesie gry wielkich sił rozgrywa się głęboki dramat człowieka ograbionego z idei, której poświęcił się bez reszty. Dramat bliski widzowi w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Finlandii, RFN czy Szwajcarii, gdzie przed czternastu laty odbyła się światowa prapremiera sztuki "Żegnaj, Judaszu". Nie kryję, że z zielonogórską premierą wiązałam spore nadzieje. Mógł (może?) to być spektakl istotny, mógł (m