"Carmen" w Operze Narodowej. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
"Tylko momentami powiało wielką sztuką na wczorajszym przedstawieniu w Operze Narodowej. I nie była to wyłącznie wina warszawskiej publiczności, która żywszymi oklaskami zareagowała na pojawienie się na scenie prawdziwych rumaków niż bohatera wieczoru: José Cury. Słynny tenor wystąpił w wielkiej roli i w operze, którą kocha publiczność. Jako Don José w "Carmen" Bizeta pokazał, iż dysponuje głosem ładnym, mocnym, a do tego nośnym tak, że zawsze słychać go doskonale. Ale jednocześnie po wczorajszym spektaklu łatwiej zrozumieć, dlaczego świat zachwyca się nim mniej niż kilka lat temu. Wciąż bowiem pozostaje typem śpiewaka, u którego talent góruje nad warsztatem. José Cura mógł olśniewać, kiedy nie miał trzydziestki. Dziś, gdy jest dziesięć lat starszy, nagłe urywanie dźwięków, dziwne momentami podchodzenie do górnych tonów i pewna nonszalancja interpretacyjna zaczynają drażnić. Od dojrzałego artysty należy oczekiwać więcej.