Obchody ku czci Stanisława Ignacego Witkiewicza mamy już na szczęście za sobą. Powitać to należy z westchnieniem ulgi, gdyż autor ten nie nadaje się do jubileuszowej fety. Spektakli zrodzonych nie z wewnętrznej potrzeby, lecz po to, by odfajkować rocznicę pojawiło się tak wiele, że publiczność z pewnością poczuła się znużona i skołowana. Gra się bowiem na naszych scenach Witkacego na ogół koszmarnie. Ponieważ to "groteska" - wszystkie chwyty są dozwolone, każda szarża usprawiedliwiona. Byle wygłup awansuje do rangi nowego odczytania. Byle pretensjonalny bełkocik pretenduje do miana twórczego potraktowania tej długo i konsekwentnie nie cenionej dramaturgii. Właściwie jedynie Rudolf Zioło (Teatr im. Słowackiego) pokazał w ostatnim sezonie, że Witkacy dopiero wtedy obrasta znaczeniami, jest piekielnie zabawny a równocześnie mądry i prekursorski, kiedy gra się go realistycznie... No, ale ten eksperyment u nas nie przejdzie. Osacza n
Tytuł oryginalny
Jeszcze jeden Witkacy
Źródło:
Materiał nadesłany
Szpilki nr 6