EN

11.04.2007 Wersja do druku

Jedna wielka maź

Dotąd wydawało mi się, że widziałam już w przedstawieniach teatral­nych wszystkie możliwe warianty obscen. I oto warszawski Teatr Dra­matyczny pokazał mi, że nie miałam racji. Idiotyczne pomysły reżyse­rów, zwłaszcza tych niedouczonych, nie mają granic. Rozprzestrzeniają się we wszystkich możliwych kierunkach z przerażającą szybkością. A ponieważ skala niedouczenia owych reżyserów (zastanawiam się, czy termin "reżyser" jest tu uprawniony), jak widać, jest coraz większa, więc ściągają wzajemnie od siebie pomysły. Dlatego też publiczności teatralnej - głównie tej, która dość często odwiedza przybytek Melpo­meny - może się wydawać, że ciągle ogląda ten sam spektakl, mimo iż są to różne teatry, w różnych miastach, różne tytuły sztuk, różni auto­rzy i różni aktorzy. Jednak cóż z tego, że różni, skoro w tych zrzynanych wzajemnie od siebie scenach reżyserzy upodobniają się do swoich ko­legów "po pomyśle", tworząc t

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Jedna wielka maź

Źródło:

Materiał nadesłany

Nasz Dziennik nr 85

Autor:

Temida Stankiewicz-Podhorecka

Data:

11.04.2007

Realizacje repertuarowe