"Dzikie łabędzie" w reż. Jerzego Bielunasa w Teatrze im. Andersena w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.
Scenografia jest atutem "Dzikich łabędzi". Pod tym względem teatr jest wcale nie gorszym od filmu polem kreacji fantazji. Jerzy Bielunas, reżyser "Dzikich łabędzi" Hansa Christiana Andersena, spektaklu, który od soboty znalazł się w programie Teatru Andersena, jest doświadczonym i rasowym reżyserem. Te jego atuty zgrały się z duchem pomysłowości młodziutkiej scenografki Anny Chadaj. Malutka "kieszeń" lubelskiego teatru lalek nie pozwala na scenograficzne rozbestwienie, nic poza ekranami i jakimś detalem, jakąś klatką pomieścić się na scenie nie da, bo brakuje miejsca dla aktorów. Dlatego Anna Chadaj skupiła się na kostiumach - i osiągnęła znakomite rezultaty. Dwa pomysły trzeba specjalnie przywołać, bo są uniwersalne i piękne. Otóż tytułowe dzikie łabędzie to jedenastu braci, synowie królewicza - zamienieni w ptaki. Wszystkich gra jeden aktor (Daniel Arbaczewski), nosząc na głowie hełm z quasi-skrzydłami, które są profilami dziesięciu t