- Bycie artystą, który przyznaje się do chrześcijaństwa - to zdobywanie Kanaanu, to walka. To także dobijanie się o zwykły ludzki byt. Tacy artyści nie są wspierani przez instytucje kulturalne. Kiedyś Kościół otaczał mecenatem artystów, dziś ta jego funkcja jest, niestety, mocno zapominana - mówi Jakub Kornacki, aktor, reżyser, lider zespołu Kanaan.
EWA OSET: Bycie artystą to ogromne wyzwanie. To poszukiwanie źródła, jak czytamy w "Tryptyku rzymskim". Aby je znaleźć, trzeba iść do góry, pod prąd. Nie jest to łatwa droga. Z czym trzeba się zmierzyć? JAKUB KORNACKI [na zdjęciu pośrodku z zespołem Kanaan]: - Na pewno ze strachem przed banałem, bo trudno w dzisiejszych czasach być artystą, który z jednej strony poszukuje piękna i prawdy, a z drugiej - nie popada w banał. Wielu artystów tworzy, poszukując w bardzo mrocznych obszarach - czy to intelektualnych, czy estetycznych. Mówi się, że są odważni, bezkompromisowi, nowocześni, a mnie się wydaje, że to jest właśnie koniunkturalizm, bo bardzo łatwo jest powiedzieć coś wywrotowego i nie popaść w banał. A powiedzieć coś, co będzie wracało do fundamentu naszego człowieczeństwa i przy tym nie popaść w banał - to dopiero trud dla artysty. I dlatego tak mało jest dzisiaj artystów, którzy mają odwagę przyznać się do chrześcijańskich