W nocy z 19 na 20 września zmarł nagle Jacob Weitzner. A raczej po prostu Kobi. Kim był Kobi? Kimś, kogo określało się kiedyś mianem "człowieka renesansu".
Teatrologiem, jidyszystą, dziennikarzem prasowym i radiowym, animatorem kultury, aktorem, naukowcem, pedagogiem, tłumaczem, literatem, kierownikiem literackim Teatru Żydowskiego, redaktorem działu jidysz miesięcznika "Słowo Żydowskie", wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego. Kimś, kto mając za sobą karierę naukową na uniwersytetach w Tel-Awiwie, Jerozolimie i Nowym Jorku, jako swoje miejsce na ziemi wybrał Polskę, którą poznał odbywając przed laty jeden ze swoich staży na planie filmu Jerzego Kawalerowicza "Austeria". A do tego - mężem, ojcem i świetnym kumplem. Jego prostolinijność i skromność były niesamowite. W rozmowie sprawiał nieraz wrażenie kogoś wręcz zagubionego, niepewnego siebie. Stąd wiele osób nie zdawało sobie nawet sprawy jakiego formatu postacią jest Kobi. Ponadto cudownie wręcz borykał się z językiem polskim, który dla niego, znającego perfekcyjnie angielszczyznę oraz języki hebrajski i jidysz, nie był językiem łatwym. Pam