Pointa "Kota w butach" w Teatrze Guliwer może zaskoczyć czytelników książek Brzechwy. Nie jest to przedstawienie dla naiwnych dzieci - ostrzega reżyserka Ewa Grzywaczewska. Kot w butach, ulubieniec dzieci, w nowej inscenizacji jest bezwzględnym intrygantem. Spryciarzem bez skrupułów. Wykorzystuje naiwnego Jasia. - Zauważmy, że w tej bajce wcale nie jest powiedziane, czy kot w butach to ubrany elegancko zwierzak czy człowiek, który ukrywa się za maską kotka - mówi Ewa Grzywaczewska. - Ja zasugerowałam w spektaklu, że jest nicponiem, który podaje się za magicznego kota. Akcja przedstawienia rozgrywa się w pałacowym ogrodzie. Aktorzy ubrani są w efektowne kostiumy. Twarze zakrywają maskami. Przypominają trochę postacie z weneckiego karnawału. "Kot w butach" w adaptacji Brzechwy kończy się szczęśliwie. Grzywaczewska pominęła optymistyczny finał historii. - Niektórym taka interpretacja może wydawać się okrutna - przyznaje reżyserka
Tytuł oryginalny
Intrygant w butach
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza