"Cztery kawałki tortu" w reż. Wojciecha Smarzowskiego w Teatrze TV. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Zastanawiam się, co czułabym do mojej matki, gdybym na przykład dowiedziała się, że kiedyś złożyła doniesienie do prokuratury na lekarzy za to, że mnie nie zabili, gdy byłam w jej brzuchu, a potem - już po moim urodzeniu - nadal walczyła domagając się rekompensaty za to, że urodziła mnie wbrew swojej woli, bo "podli" lekarze nie znaleźli wystarczającego powodu, dla którego mieliby mnie zabić w jej łonie. Aż w końcu - udała się do jakiegoś obcego trybunału, który nagrodził jej walkę, nakazując Polsce wypłacić jej przeogromną ilość pieniędzy. Po pierwsze, trauma, jakiej doświadczyłabym z tego powodu, pozostałaby we mnie na całe życie. Po drugie, jednak przebaczyłabym jej, bo miłość do matki, która rodzi się wraz z naszym poczęciem, jest przecież czymś zupełnie naturalnym, wszak jesteśmy krwią z jej krwi, połączeni z nią pępowiną. Na szczęście, bycie dzieckiem niechcianym nie dotyczy mnie. Byłam dzieckiem oczekiwanym przez