"Ich czworo" ma sześćdziesiąt lat. Tę "tragedię ludzi głupich" Zapolska napisała z właściwym sobie wyczuciem teatru i pasją demaskowania kołtuństwa. Jak zawsze tak i tutaj krąg jej widzenia był ograniczony, zamknięty w ramach rodziny a przy tym bardzo ściśle związany z obyczajowością konkretnego galicyjskiego świata mieszczańskiego. Nie można mieć o tę ograniczoność widzenia do Zapolskiej pretensji tym bardzej, że w tym gatunku osiągnęła parę razy niemal doskonałość i kilka jej sztuk żyje ciągle na scenie. Widocznie i ich problematyka nie zestarzała się jeszcze j znajduje jakieś punkty styczne we współczesności.
Adam Hanuszkiewicz przeniósł "Ich czworo" w lata późniejsze, w czasy międzywojenne. Dorożkę zastąpił taksówką, rower motocyklem, kazał grać charlestona... Ale charleston jest modny i dzisiaj, krótkie suknie powyżej kolan także, tylko płacenie zięciowi procentów od posagu brzmi jak ze staroświeckiej bajki. Tym wszystkim a także sposobem bycia postaci na scenie Hanuszkiewicz chciał zapewne zasugerować, że cała ta historia mogłaby się zdarzyć i dzisiaj u nas. Zresztą epoka i kraj, wszelka rodzajowość czy koloryt lokalny są Hanuszkiewiczowi obojętne. Nie obchodzą go. W tym kierunku też idą potężne skróty w tekście, czy np. całkowite wytrzebienie z charakterystyczności języka, jakim mówi Szwaczka, awansowana tu znacznie w hierarchii społecznej. Obchodzi go natomiast siła, jaka działa między tym czworgiem ludzi. Siłą tą nie jest kołtuństwo ani głupota, ale erotyzm wybijający się na plan pierwszy i odgrywający decydującą rolę. Sceny