TEATR NARODOWY już od kilku sezonów pełni ważną i pożyteczną funkcję rozśmieszania widowni, przy pomocy m. in. Słowackiego, Czechowa, Mickiewicza i Szekspira. Tym razem Adam Hanuszkiewicz posłużył się w tym celu Fredrą, przyrządzając według własnej recepty "Męża i żonę". Zdawałoby się, że obecny wybór tekstu był trafniejszy, bo jeśli już rozśmieszać, to komedią, a jeśli już komedia, to Fredro. Są jednak różne zabawy i różne rozśmieszania - od "smakowania" po "ubaw". Hanuszkiewicz nie ufa komediowej nośności i sile komizmu Fredry, więc wymyśla dla jego tekstu różne szczudła, podpórki, przystawki i huśtawki - żeby było jak najśmieszniej. Zresztą nie wszystkie wymyśla sam. Przedstawienie "Męża i żony" rozpoczyna słynną sceną pisania listu ze "Ślubów panieńskich", stawiając znak równania między Guciem (chyba lepiej używać tego zdrobnienia, bo Gustaw to z "Dziadów") i Anielą a postaciami z "Męża i żony", Wacławem i
Tytuł oryginalny
Hanuszkiewicz nadal rozśmiesza
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne nr 124