"Nic co ludzkie" w reż. Pawła Passiniego, Piotra Ratajczaka i Łukasza Witt-Michałowskiego na Scenie Prapremier InVtro w Lublinie i "Żyd" Artura Pałygi w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.
Szef warszawskiej komunikacji miejskiej nie zgodził się na wykleić swoich pojazdów plakatami jednego z teatrów. Na każdym plakacie miała być specjalnie nasmarowana czerwonym sprayem gwiazda Dawida i słowo "Żyd". Podniósł się krzyk. Roman Pawłowski obwieścił w "Wyborczej", że wróciła komunistyczna cenzura. A przecież wolno sądzić, że dyrektor od komunikacji jedynie wyobraził sobie, jak to będzie wyglądało: plakatów i tak nikt z dala nie przeczyta, ale krzyczący stempel "Żyd" i krwawiące piętno gwiazdy dostrzeże na pewno. Część przechodniów odczuje wstyd i udrękę - jak przy podobnych napisach na murach i przystankach. A inni spojrzą na obrazek z obojętnym przyzwoleniem - jak też czynią na co dzień, wędrując ku przystankom wzdłuż murów. Nie próbujmy nawet sprawdzać, która z grup byłaby liczniejsza. Kwestią wstydu za antysemityzm dalibóg nie jest wyimaginowana cenzura tramwajarzy. Problemem jest bezsilność perswazji. I w publicysty