Premiera "Balladyny" Juliusza Słowackiego w reżyserii Rudolfa Zioły, w scenografii Andrzeja Witkowskiego i z muzyką Tomasza Stańki zapowiadała się jako spore wydarzenie sezonu. Jednak mimo iż twórcy sponsorowanej przez koncern Philipa Morrisa inscenizacji Teatru Ludowego zaproponowali spójną wizję, jej sceniczna realizacja pozostawia spore uczucie niedosytu. Trwający ponad cztery godziny spektakl, obfitujący w ciekawe pomysły inscenizacyjne, grzeszy niestety brakiem tempa. Następujące po sobie odsłony grane są często na jednym tonie, bez akcentowania kulminacyjnych momentów. Dość efektowną oprawę romantycznej baśni stanowią pokrywające scenę zwały ziemi. Poza tym ascetyczna scenografia sprowadzona zostaje do kilku niezbędnych elementów. Żałosne efekty dobrych intencji Kirkora (Krzysztof Gadacz), który błąka się po scenie z anielskimi skrzydłami rodem z jasełek, ukazane zostają w całej swej komicznej tragiczności. W inscenizacji Zioły walcz
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Krakowska" nr 107