STAŁA się rzecz dziwna: koronny dramat francuskiego egzystencjalizmu, którego naczelne hasło "piekło to inni" - znalazło sobie miejsce w historii filozofii, zmienił się na Małej Scenie Teatru Polskiego w sztukę obyczajową. Zręczną psychologiczną dramę, w kształcie - tak modnego ostatnio w teatrze - trójkąta: on sam i one dwie. Przy czym wcale nie jestem pewien, czy winić za tę przemianę realizatorów spektaklu? A przynajmniej: czy ich wyłącznie? Bo może raczej należałoby się zastanowić nad zmianami w społecznej recepcji tego dzieła. Reżyser spektaklu, Andrzej Burzyński najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że powrót Sartre'a na polską scenę, po dłużej na niej nieobecności, wiąże się z niebezpieczeństwem powierzchownego odbioru. Zwłaszcza, że czasy mamy - mówiąc najoględniej - niezbyt rozkochane w filozofii. O tej naskórkowości postrzegania Sartre'a pisze mądrze, choć w kontekście Francuzów, cytowany w programie do spektaklu Gombro
Tytuł oryginalny
Gra w piekło
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Szczeciński nr 64