EN

24.05.1986 Wersja do druku

Gołe życie

Kogo może dziś gorszyć "Korowód" Artura Schnitzlera? Chyba tylko świętoszków i hipokrytów obyczajowych wszelkiej maści, którzy niemal wiek temu (kiedy w latach 1896-97 wiedeński autor pisał swoją sztukę) jak i wcześniej czy póź­niej udawali, że razi ich każda głośna wzmianka o płci oraz erotyzmie. Albowiem cichaczem świntuszyli zdrowo (choro?) w myślach, mowie i uczynkach. Co, oczywiście, przynależy już do stwierdzeń banalnych. Zwłaszcza po kolejnych, w naszych dzie­jach, wybuchach najrozmaitszych buntów wyzwoleńczo-seksualnych. Ale Schnitzler to przecież człowiek innej epoki, przyja­ciel i entuzjasta Zygmunta Freuda, sam zresztą praktykujący lekarz psychiatra. I dość poczytny prozaik oraz wzięty drama­turg. Przynajmniej w okresie młodości literackiej z czasów c. k. Austrii. Więc pisywał ów medyk, a zarazem literat w jednej osobie, ckliwe melodramaty i frywolne, niekiedy pełne pikanterii sztu­ki sceniczne, bulwersujące statecznych mie

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Gołe życie

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Krakowska nr 121

Autor:

Jerzy Bober

Data:

24.05.1986

Realizacje repertuarowe